Banery „Za naszą ciężką pracę chcemy godnego wynagrodzenia!” pojawiły się kilka dni temu w obrębie fabryki zlokalizowanej na płockim Międzytorzu, zwiastując początek protestów.
Działania strajkowe nabrali tempa w piątek, kiedy pracownicy decydowali się na wykonywanie swoich obowiązków w tempie wyjątkowo wolnym, wręcz precyzyjnym. Głównie ze względu na to, że praca na akord zwykle wymaga szybkiego tempa, taki obrót spraw można określić jako strajk włoski. W sobotę, mimo że zwykle pracowano na tzw. „setki”, nie pojawił się ani jeden chętny. Ponowne przechodzenie do strajku włoskiego nastąpiło w poniedziałek.
Niska płaca stoi za głównymi motywacjami protestujących pracowników. Opinie na ten temat były jasne – zarobki rzędu 2200 czy 2300 zł za miesiąc spowodowały utratę cierpliwości i zdecydowane działania.
Negocjacje między protestującymi a dyrekcją fabryki w Płocku doprowadziły do pewnej poprawy sytuacji, szczególnie po wtorkowych rozmowach, po których napisy protestacyjne zniknęły ze ścian zakładu.
Właścicielem zakładu jest amerykańska firma, która pojawiła się w Płocku w 1992 roku. Było to pierwsze inwestycje zachodnie w tym mieście w latach 90. Początkowo planowano lokować inwestycję w Łodzi, jednak dzięki propozycji ówczesnego senatora Andrzeja Celińskiego, Płock stał się miejscem wybranym przez inwestorów.
Charakterystycznym dla kierownictwa fabryki jest utrzymanie ciszy i spokoju. Przeciętny mieszkaniec Płocka nie ma możliwości wejścia na teren jedynego tego typu zakładu w Polsce (jednym z dwóch na świecie). Informacje na temat działalności fabryki są trudno dostępne.
Warto przypomnieć, że w 2021 roku piłkarze ręczni Orlen Wisły Płock odbyli wycieczkę po szwalni, z którym klub współpracuje. Dowiedzieli się między innymi, że zakład zatrudnia 670 osób w Płocku i produkuje 2,5 mln par spodni rocznie. Każda para spodni wymaga użycia aż 300 metrów nici.